Wkrótce rozpocznę wykład z wybranych problemów historii drugiej połowy XX wieku. Podobnie jak wcześniejsze zajęcia, odbędzie się on w formie zdalnej. Zastanawiam się, jak go zorganizować. Nie mogę przenieść tradycyjnego wykładu (1,5 godziny) do internetu 1:1. Jednym z problemów jest koncentracja uwagi. Studenci nie mają obecnie w zwyczaju notować (albo czyni to niewielu), więc tym bardziej realna jest możliwości ulatywania myślami po kilkunastu minutach biernego przysłuchiwania się. Prezentacja do wykładu też nie załatwia sprawy. Trzeba szukać nowych form.
Zajęcia online
Wprowadzony przeze mnie schemat zajęć w tym semestrze generalnie sprawdza się. Studenci pracują w podgrupach, ponadto jeden z nich na koniec prezentuje studium przypadku. Możliwość zadawania pytań czy dyskusji istnieje po każdym bloku.
Zajęcia liczące 1,5 godziny przechodzą niemal niezauważenie. Jako administrator mogę przechodzić z jednego wirtualnego pomieszczenia do drugiego i w ten sposób uczestniczyć w pracy podgrup. Jest to okazja do doprecyzowania zadań, komentowania na bieżąco dyskusji między studentami.
W moim przypadku sprawdziła się praca w trzech podgrupach (dodatkowa czwarta zabiera zbyt dużo czasu w czasie prezentacji na forum i trudno było utrzymać reżym czasowy). Zachęciłem studentów, by anonimowo przesyłali mi komentarze do zajęć. Ciekaw jestem ich zdania (poniżej podaję przykładowe pytania zadane anonimowo w MSForms ).
Wykład nowym wyzwaniem
Nowym wyzwaniem jest czekający mnie wykład. Nie mam jeszcze dopracowanego pomysłu. W ubiegłym semestrze prowadziłem wykłady w tradycyjny sposób. Każdemu z nich towarzyszyła prezentacja, z którą studenci mogli się zapoznać jeszcze przed wykładem. Zachęcałem ich do tego, by przejrzeli ją i zanotowali sobie pytania.
Wykład zwykle dzieliłem na dwie części 2/3 wykładu i 1/3 na pytania / dyskusję. Wprowadzenie elementu aktywnego było dla mnie oczywiste. Liczyłem, że w ten sposób zwiększę koncentrację uczestników. Czy ta metoda się sprawdziła?
Nie byłem do końca zadowolony (poniżej rozwinę to szerzej). W tym semestrze postanowiłem więc zmienić metodę i układ. Zastanawiam się nad dwoma rozwiązaniami.
Dwa rozwiązania
Tradycyjny wykład trwa 1,5 godziny. Czas ten przewidziano także w przypadku wykładów zdalnych. Nie wiem, jak Państwo sądzą, ale moim zdaniem mówienie przez 1,5 godziny w wirtualną przestrzeń mija się z celem. Wprawdzie jeden ze znanych mi dziennikarzy zaproponował, by przed ekranem umieścić zdjęcie ulubionej aktorki i do niej mówić, jednak w przypadku zajęć uniwersyteckich chyba nie zapewnia to sukcesu (trudno mi wyobrazić sobie, by MM przyszła akurat na mój wykład…). Potrzebna jest jakaś forma interakcji (przynajmniej w moim przypadku). W tym semestrze chcę więc wypróbować jedną z dwóch możliwości:
- podzielenie wykładu na trzy mniejsze jednostki (każda po 15 minut z przerwą 5 minutową). Pozostałe 30 minut przeznaczę na pytania / dyskusję. Każdemu wykładowi będzie towarzyszyć prezentacja. Wcześniej studenci będą się mogli z nią zapoznać, mogą też do niej nawiązać w czasie wykładu.
- nagranie 45 minutowego wykładu i udostępnienie go wcześniej studentom. Także w tym przypadku wykorzystam prezentację. Studenci będą mogli go odtworzyć w dowolnej chwili (będzie dostępny kilka dni przed zajęciami). W tym przypadku wykład składałby się z dwóch części: nagrania i dyskusji (po 45 minut). W dniu wykładu spotkanie online trwałoby zatem 45 minut (z ew. 5 minutową przerwą). Składałoby się z dyskusji nad problematyką wykładu, której kierunki wyznaczałyby pytania zgłaszane przez studentów.
Jeszcze nie wiem, który wariant wybiorę. Każde z nich ma wady i zalety. Wspólne jest – podobnie jak w przypadku innych zajęć zdalnych – wskazanie nowych form, przetestowanie ich w praktyce.
Anonimowość jako przeszkoda
Jednym z problemów zajęć zdalnych (przynajmniej tych przeze mnie prowadzonych) jest duża anonimowość uczestników. Większość studentów nie używa kamer, nie zmienia też swego logotypu na bardziej spersonalizowany. Przez większą część zajęć mam przed sobą jedynie kółeczka z inicjałami.
Wiem, że studenci są zalogowani, jednak nie są zainteresowani pokazaniem swego wizerunku. Mogę dywagować: nie posiadają kamer, nie chcą pokazywać swego najbliższego otoczenia, uczestniczą w zajęciach w różnych miejscach (jeden z nich przyznał, że jest w pociągu…). Każdą z tych odpowiedzi biorę poważnie.
MS Teams w tym zakresie ma także znaczne ograniczenia. W odróżnieniu do innych programów tego typu (np. Google Meets), jednocześnie na ekranie może pojawić się tylko do sześciu osób (w Google Meets do 48). Stajemy więc przed poważnym dylematem. Im dłużej prowadzę zajęcia, mówiąc do „inicjałów”, tym bardziej staje się to dla mnie kłopotliwe. Nie wiem, czy wszyscy studenci uczestniczą w zajęciach (choćby słuchając toczonych dyskusji), czy mój wysiłek jest zauważany.
Apel do władz uczelni
Może jest to najwyższy czas (apel do naszych władz uniwersyteckich), by porozmawiać z firmą Microsoft i dopytać o możliwość zwiększenia osób widocznych na ekranie jednocześnie w czasie wideokonferencji? Jeśli takich możliwości nie ma (co byłoby technicznie chyba dziwne), to czy nie można uwzględnić w dydaktyce innych programów?
Myślę, że oferta w tym względzie powinna być bardziej zróżnicowana, jeśli chcemy w sposób kreatywny podejść do zajęć zdalnych, a nie poprzestać na kalkowaniu zajęć stacjonarnych z wykorzystaniem narzędzi elektronicznych.
Przykładowe pytania do anonimowej ankiety w MSForms (po pierwszych zajęciach):
- Czy Pani / Pana zdaniem zajęcia zdalne powinny się różnić od zajęć stacjonarnych?
- Czy zastosowana i realizowana struktura zajęć sprawdza się i wystarczająco aktywizuje do pracy? (część porządkowa, praca w grupach, prezentacja wyników, dyskusja, studium przypadku, dyskusja, podsumowanie i przedstawienie tematu na następne zajęcia)?
- Czy poświęca Pan / Pani więcej czasu na przygotowanie się do zajęć w sposób zdalny niż stacjonarny?
- Czy brakuję Pani / Panu czegoś na zajęciach? Jeśli tak, proszę o podanie, czego?
- Czy posiada Pani / Pan kamerę?
01/11/2020, 21:38
Teams jest ciężki. Jak to microsoft i jego od zawsze grzechy pierworodne. Kilka włączonych kamer sprawia, że dźwięk się rwie u tych, którzy mają najsłabsze łącze. Dużo lepiej pod tym względem prezentuje się zoom. Mam to przetesowane w spotkaniu 20 osobowym. Tam gdzie teams dawno wysiadł zoom śmigał nieźle. W tym samym gronie kudzi, ten sam czas. Po prostu się przełączyliśmy. Choć w zoomie bywa kłopot z zalogowaniem z komórki w ruchu przy przechodzeniu ze stacji bazowej do stacji bazowej. Generalnie jednak Pana studenci mają internet wifi, a nie na kablu. Proszę o to zapytać. To dlatego często ludzie nie włączają kamer. Bo wtedy jakość albo w ogole „możliwość” siada.