Za nami pierwsze niełatwe tygodnie. Jutro kolejne posiedzenie Senatu, obrady kolejnych rad. Jest o czym dyskutować, jest też sporo decyzji do podjęcia. W ostatnich dniach stanąłem przed dylematem, w którym zgromadzeniu wziąć udział. Termin posiedzenia Senatu pokrywa się z terminem obrad Rady Instytutu IH (po raz drugi w tej kadencji). Kiedy zwróciłem ostatnio uwagę dyrektorowi IH na kolizję i niemożność uczestniczenia w posiedzeniu gremium instytutowego, otrzymałem odpowiedź, która całkowicie mnie nie zadowoliła i wręcz zasmuciła. Postanowiłem sprawdzić, jak ustala się terminy posiedzeń na innych wydziałach i czy pozostali członkowie Senatu stają przed podobnymi problemami.
Posiedzenie Senatu przed posiedzeniem Rady IH / Rady Dyscypliny / Rady Wydziału
Zasiadam po raz pierwszy w Senacie i zakładam aktywny udział w jego pracach. Sądzę, że jest to gremium istotne nie tylko dla rozwiązywania problemów uczelni jako całości, ale i ważne dla poszczególnych jednostek i ich pracowników. Chciałbym być, na miarę swoich możliwości, użyteczny dla koleżanek i kolegów, których reprezentuję. Co jakiś czas pojawiają się jednak problemy, których usunięcie ułatwiłoby znacząco realizację moich zamierzeń.
Pisałem już o kwestii wymiany informacji. Kolejnym jest nakładanie się terminów posiedzeń. Po raz drugi muszę zrezygnować z posiedzenia Rady IH, ponieważ w tym czasie odbywa się zebranie Senatu. W związku z tym powstaje pytanie, co jest ważniejsze? Które gremium ma pierwszeństwo? Czy koniecznie muszę wybierać jedno z nich? Czy jest to sprawa jedynie mojej osobistej decyzji, czy też jest związana z interesem całej naszej wspólnoty.
Uważam, że pierwszeństwo ma Senat (terminy posiedzeń podane zostały z dużym wyprzedzeniem zapewne po to, by mogły być wpisane w kalendarze nie tylko senatorów). Potem (w kolejności alfabetycznej) Rada Dyscypliny, Rada Instytutu i Rada Wydziału. Uczestniczenie w każdym z tych gremiów jest moim obowiązkiem. Organizatorzy posiedzeń powinni – moim zdaniem – uwzględniać nasze zaangażowanie w różnych gremiach. Czy nakładanie się terminów występuje tylko na moim wydziale i w mojej jednostce? Jak ten problem jest rozwiązywany na innych wydziałach UWr?
Inne rozwiązania
Poprosiłem dziekanów wydziałów UWr, z których rekrutuje się największa liczba członków Senatu, o krótkie informacje na ten temat. Odpowiedzi nie zaskoczyły mnie, potwierdziły raczej moje przypuszczenia.
Ponieważ posiedzenie Senatu tradycyjnie odbywa się raz w miesiącu w środę przed południem, posiedzenia pozostałych ciał wydziały te organizują w inne dni (wtorki, piątki), albo ustalają ich godziny tak, by nie dochodziło do kolizji z obradami Senatu. Można oczywiście zadać pytanie, czy muszę uczestniczyć we wszystkich posiedzeniach gremiów uniwersyteckich. Pytanie ma w mojej ocenie charakter retoryczny.
Jest to mój obowiązek, skoro przekonałem swoje otoczenie, by na mnie zagłosowało. Jest to także moje prawo jako samodzielnego pracownika badawczo-dydaktycznego. Trzeba także pamiętać, że merytoryczne uczestnictwo wymaga odpowiedniego przygotowania się, zapoznania się z materiałami, przedyskutowania niektórych kwestii w mniejszym gronie, zebrania opinii koleżanek i kolegów.
Wykluczenie członka Senatu z udziału w posiedzeniach
Będę w tym przypadku mówić wyłącznie o mojej ocenie sytuacji. Pozostałym senatorom z naszego instytutu nie śmiem niczego narzucać ani sugerować, choć uważam, że jesteśmy w takim samym położeniu (pouczono mnie jednak, że tak nie jest). Przed kilkoma dniami wysłałem email do dyrektora IH, w którym podzieliłem się moimi terminowymi dylematami. W odpowiedzi otrzymałem, takie stanowisko:
Pan Profesor Krzysztof Ruchniewicz wystosował zapytanie w sprawie nakładania się terminów posiedzeń Rady Instytutu Historycznego i posiedzeń Senatu UWr. Powołał się również na fakt, iż trzech członków Rady zasiada w Senacie. Niestety w mojej ocenie nie ma możliwości zmiany terminu posiedzeń Rady Instytutu, co wynika to z kilku przyczyn. Przede wszystkim obrady Rady skorelowane są z posiedzeniami Rady Wydziału NHiP oraz Rady Dyscypliny Naukowej Historia, łączą się również z rytmem pracy kolegium dziekańskiego. Dzień posiedzeń Rady Instytutu w kalendarzu pracowników IH UWr to od wielu lat środa. Z myślą o posiedzeniach Rady układany jest również harmonogram zajęć ze studentami.
Problemu zatem nie ma lub też – jest to wyłącznie mój osobisty problem. Z odpowiedzi tej można wnosić, że miesiąc ma tylko jedną środę, w dodatku ze sztywną siatką godzin. Pozbawiając mnie możliwości uczestniczenia w jednym z gremiów, nie tylko wymusza się absencję. Otwiera się również furtkę do podważenia decyzji w głosowaniach (doszło do uniemożliwienia uczestnictwa w podejmowaniu decyzji).
To nie wyjazd służbowy czy choroba stoją na przeszkodzie w aktywnym uczestnictwie, lecz świadomie podjęte decyzje w sprawach ustalania terminów. Na jakiej jednak podstawie zostały one podjęte? Zwyczaju? Braku zrozumienia dla roli / znaczenia członków Senatu UWr? A może wygody? Czy gdyby mandat senatora posiadał przedstawiciel Dyrekcji IH także musiałby wybierać, w którym gremium danej środy bierze udział? Nota bene w okresie zdalnego procedowania wydawałoby się, że przeszkód winno być mniej niż więcej…
Konieczna potrzeba zmian
W ostatnich latach na naszych uczelniach pojawiły się nowe, ważne gremia. Trzeba było znaleźć dla nich nowe terminy. Spędzamy na obradach nieraz wiele godzin. Jest to męczące, ale z drugiej strony jest to efekt przywilejów, jakimi się cieszymy.
Jedną z wartości pracy na uczelni jest to, że tworzymy wspólnotę nauczających i nauczanych. Cieszymy się autonomią działania, wolnościami akademickimi, których nie posiadają inni lub nie posiadają w takim zakresie jak my. Mamy własny samorząd, który pozwala nam aktywnie współuczestniczyć w tworzeniu życia naszej społeczności. Jedną z zalet jest także transparentność naszego działania.
Pozbawianie możliwości uczestniczenia w pracach jednego z gremiów uważam za bardzo niebezpieczne. Powstaje wrażenie, zapewne niesłuszne i dalekie od intencji, że decyzja dyrektora jednostki wpływać może na realizację naszych praw i mandatów.
20/10/2020, 15:16
Dwie uwagi.
Pierwsza niepolemiczna. Rzeczywiście, od niepamiętnych czasów zebrania Rady Instytutu odbywały się w środy. Kolizja z terminami posiedzeń Senatu była znana, ale jak dotąd dla wszystkich naszych senatorów możliwość nieuczestniczenia w Radach Instytutu była raczej przywilejem.
Druga uwaga jest polemiczna. Piszesz o pojawieniu się na uczelniach nowych gremiach, konieczności udziału w kolejnych męczących posiedzeniach. I dalej: „… jest to efekt przywilejów, jakimi się cieszymy. (…) Cieszymy się autonomią działania, wolnościami akademickimi, których nie posiadają inni lub nie posiadają w takim zakresie jak my. Mamy własny samorząd…”
Byłoby wspaniale, gdyby to było prawdą. Ale nie jest. Mieszają się tu oczekiwania i wyobrażenia z realnymi bytami, coraz bardziej fasadowymi. Kolejne reformy, z ostatnią włącznie, rozbudowują uprawnienia organów jednoosobowych. Autonomia zaś w starym stylu skończyła się wraz ze zmiana systemu finansowania badań naukowych, a zatem kilkanaście lat temu. Ćwierć wieku temu nasi poprzednicy mieli więcej swobody, więcej samorządu, a przy tym mniej zebrań. Myślę, ze cos poszło nie tak.
Kiedy, co da się odkręcić i czy warto – to jest inne zagadnienie. Ale na pewno to problem trudniejszy do rozwiązania niż dopasowanie terminów mnożących się zebrań.