Dostęp do cyfrowych zbiorów UWr jest coraz szerszy. Brak było jednak wspólnej platformy, która łączyłaby różne materiały. Przed kilkoma tygodniami pojawiła się „Leoopoldina”. Początkowo entuzjastycznie podszedłem do tego rozwiązania. W końcu udostępniono nam – myślałem – narzędzie, którego bardzo potrzebujemy. Mój entuzjam jednak szybko został przygaszony, a nawet zamienił się w pewne rozczarowanie. Wczoraj po raz kolejny bliżej przyjrzałem się tej ofercie. Ponieważ autorzy zastrzegają się, że jest to jeszcze wersja beta, poddaję im postulat, by raz jeszcze przemyśleć podział (i przydział) poszczególnych materiałów, nawigację oraz estetykę. Teraz powstaje wrażenie braku logicznego porządku, a forma graficzna nie przekonuje.
Epoka cyfrowa
Coraz więcej materiałów różnego typu jest dostępnych online. W przeszłości trzeba było tygodniami w bibliotece wertować na przykład potrzebne tytuły prasowe. Dzisiaj w wielu przypadkach nie jest to już konieczne. Większość tytułów dostępna jest w bibliotekach cyfrowych. Po poszukiwane periodyki mogę sięgnąć z domowego komputera.
Zwłaszcza dzisiaj w czasie epidemii covid-19 jest to bardzo cenne. Praca naukowa nie musi cierpieć z powodu zamknięcia bibliotek (nota bene, na jakiej podstawie uznano, że biblioteki naukowe są rozsadnikami wirusa?).
Mam wprawdzie problem z używanymi w niektórych bibliotekach typami plików (djvu), ale przy odrobinie cierpliwości można i tą trudność pokonać (być może dotyczy to tylko użytkowników Mac OS).
Obok prasy w sieci stale powiększa się zasób wydawnictw monograficznych i innych. Wreszcie nasze publikacje stają się dostępne także w wersji elektronicznej, co na innych uczelniach istnieje już od kilku lat.
Dodam, że dużo się zmienia także na obszarze digitalizacji archiwaliów, co bardzo cieszy historyków. Jednak powoli powstaje problem koordynacji tymi różnymi zbiorami cyfrowymi.
Leopoldina 0
Platformą zbierającą różne zbiory cyfrowe UWr jest „Leopoldina”. Postanowiłem bliżej poznać jej działanie. Pretekstem było zapytanie jednego z doktorantów, który trafił na teczkę osobową niemieckiego historyka związanego z naszą uczelnią, Hermanna Aubina.
Po wywołaniu strony, trochę się przeraziłem. Pojawił się pulpit z dokumentem. Po lewej stronie umieszczono próbnik kolorów (ColorChecker), który znam z fotografii. Jakie jest jego przeznaczenie w tym miejscu, nie wiem. Powyżej umieszczono przyciski do nawigacji (stosunkowo małe). Zastanawiam się, dlaczego zrezygnowano z opisu dokumentu (metryczka).
Dopiero po naciśnięciu przycisku z czterema kwadracikami jesteśmy przekierowani na poziom wyższy (widok miniatur). Jednak i w tym przypadku brak jest nadal opisu dokumentu (metryczki). Na górnej listwie musimy kliknąć na kilka aktywnych linków, by znaleźć miejsce przechowywania dokumentu. W moim konkretnym przypadku jest to aktywny link (atom, co oznacza ta nazwa?).
Po jego naciśnięciu jesteśmy przekierowani do Archiwum UWr. Dopiero wtedy poznajemy bliższe informacje o dokumencie (owa metryczka). Opis dokumentu nie jest jednak kompletny. Zabrakło podania haseł kluczowych.
Podsumujmy tą część. Jeśli otrzymam link do dokumentu, muszę pokonać dwa kolejne poziomy, by dostać się do informacji źródłowej. Jest to dla mnie system mało intuicyjny i praktyczny. Takie informacje powinny znaleźć się od razu przy każdym wywołanym dokumencie.
Leopoldina 1
Muszę przyznać, że dość żmudne szukanie informacji o dokumencie nie nastawiło mnie pozytywnie do portalu. Musiałem wykonać kilka dodatkowych kliknięć (początkowo poprosiłem doktoranta o przesłanie bezpośredniego linka do archiwum). Bliżej przyjrzałem się przy tej okazji także stronie głównej Archiwum UWr.
Mam także uwagi krytyczne. Na listwie nie ma możliwości przekierowania do platformy „Leopoldina” czy strony głównej UWr. (W zakładce „na skróty” jesteśmy informowani o systemie … Atom. Jaki ma związek z „Leopoldiną”, nie wiem). Zainteresowane osoby mogą wybierać jeden z zaproponowanych języków obcych. Są to angielski, francuski, ale też … hiszpański, holenderski, portugalski i oczywiście polski. Ten wybór zaskakuje. W AUWr gros materiałów znajduje się po niemiecku i wielu kolegów z Niemiec z pewnością jest zaintersowanych zbiorami naszego archiwum. Brak tego języka jest dla mnie niezrozumiały (na marginesie dodam, że po wywołaniu jednego z w/w języków nie otrzymujemy tłumaczenia).
Postanowiłem w końcu wywołać stronę główną „Leopoldina”.
Leopoldina 2
Po wywołaniu tej strony, pojawiają się kafelki z różna zawartością. Są to: biblioteka cyfrowa, repozytorium cyfrowe, archiwum cyfrowe, muzeum cyfrowe, dziedzictwo kulturowe, system informacji naukowej, Ogród Botaniczny, materiały kartograficzne i dziedzictwo naturalne. Po najechaniu kursorem na kafelek dowiadujemy się o jego zawartości. Pierwsze trzy nie budzą moich większych wątpliwości. Jednak chciałbym wiedzieć, jaka jest różnica między biblioteką cyfrową a repozytorium cyfrowym.
Następne kafelki i ich opisy są mylące. Po naciśnięciu muzeum cyfrowego byłem przekonany, że zostanę przekierowany do materiałów naszego muzeum. Tak się nie stało. Zamieszczono tam zbiory … Ogrodu Botanicznego (a ma on także osobny kafelek). Zbiory muzeum znajdują się natomiast pod kafelkiem dziedzictwo kulturowe. Nie wiem, kto nadał taką nazwę. Czy np. biblioteka cyfrowa i repozytorium nie są także składnikami takiego dziedzictwa?
Zamiast podsumowania
W zakładce „Opis projektu” znajduje się taka informacja:
Mój pobieżny rekonesans po zawartości wywołał bardziej rozczarowanie niż pogłębił chęć poznawania kolejnych zgromadzonych zbiorów. Nie wiem, czy tylko u mnie powstało wrażenie sporego chaosu w strukturze i funkcjonowaniu Leopoldiny. Osobną uwagę trzeba zrobić do strony estetycznej. „Leopoldina” jest zrobiona po prostu siermiężnie, nie odpowiada obecnej estetyce tego rodzaju platform czy stron www (brak spójności wizualnej między poszczególnymi częściami). Nawigacja frustruje. Brak tłumaczeń na języki obce. Opisy są niewystarczające. Hasła kluczowe niekompletne (przypadek wspominanego powyżej H. Aubina jest charakterystyczny. Nie można go znaleźć ani pod hasłem: Ostinstitut, ani Ostforschung).
15/11/2020, 15:41
Od samego początku byłem entuzjastą pomysłu Projektu Leopoldiny. Portal, który mógłby agregować naprawdę duże i – w znacznej części – cenne materiały, lepiej lub gorzej dostępne w różnych komórkach Uni jest rozwiązaniem fantastycznym. Więc pomysł znakomity, materiały świetne, tylko wykonanie trochę zgrzebne… Pamiętam, jak przygotowywaliśmy e-podręczniki i zaproponowano nam dlibrę jako sposób na ekspozycję treści. Właściwie można było, tylko wówczas już na wejściu wykonanie byłoby przestarzałe i – nie bójmy się tego słowa – brzydkie. Musimy mieć oczywiście świadomość, że wizualizacja treści to ostatni etap projektu Leopoldina, który sam w sobie jest dużo bogatszy i bardziej złożony. Ale ta prezentacja dla odbiorcy końcowego (który nie musi być specjalistą!) musi być bardziej przemyślana i zrealizowana bardzo intuicyjnie. W obecnej sytuacji brakuje właśnie takich żywych „beta testerów” – internautów, którzy podzielą się swoimi uwagami i sugestiami. Bo to co jest, można zrobić jeszcze lepiej.
15/11/2020, 17:07
Myślę, że na początek warto doprecyzować czym jest Leopoldina, ponieważ rozpatrujemy ją głównie przez pryzmat portalu, który jest bardzo ważny i jest pierwszym punktem kontaktu z użytkownikiem, ale jest tylko „czubkiem góry lodowej”.
Leopoldina to infrastruktura informatyczno-logistyczna umożliwiająca produkcję oraz prezentację wszelakiej, bardzo różnorodnej twórczości cyfrowej realizowanej na Uniwersytecie Wrocławskim oraz w instytucjach partnerskich. Leopoldina to również „cyfrowy ekosystem” umożliwiający kreowanie oraz rozwijanie cyfrowych kompetencji w szeroko rozumianym środowisku akademickim.
Żeby wyjaśnić to bardziej obrazowo, porównałbym określenie Leopoldina do określenia radio. Radiem możemy określić odbiornik, za pośrednictwem którego mamy dostęp do wszelkich przekazów audio. Możemy też radiem określić całą infrastrukturę, organizację oraz logistykę, czyli cały „ekosystem”, w którym realizowany jest przekaz do udostępnienia w odbiorniku.
Portal Leopoldina jest takim „odbiornikiem”, wymagającym poważnego dopracowania, co aktualnie się dzieje. Leopoldina rozumiana jako „cyfrowy ekosystem” też wymaga dopracowywania i właściwie zawsze będzie podlegała ewolucji, ale jest to ten element projektu, który wymaga największego wysiłku i który w mojej ocenie odnosi sukces, tylko nie będzie on widoczny dla użytkownika.
Mam przekonanie, że ta część projektu stanie się fundamentem pod cyfrowy Uniwersytet Wrocławski. Konieczna jest jednak szeroka dyskusja i rozmowa na temat kierunków rozwoju tej koncepcji projektu oraz budowa stabilnych struktur organizacyjnych i relacji pomiędzy wszystkimi interesariuszami oraz beneficjentami Leopoldiny.