Pracując na UWr od początku lat 90. XX w., kilkakrotnie wymieniałem już swoją legitymację służbową. Był to tradycyjny kartonowy dokument, który wyglądem przypominał legitymację szkolną. Co roku należało ją aktualizować, w odpowiednie miejsce na odwrocie wstawiano pieczątkę z datą. Awans naukowy oznaczał wymianę legitymacji. Wczoraj odebrałem dokument w nowej postaci. Do jego wyrobienia zachęciły mnie nie zniżki na pociągi osobowe, a zapowiadane ułatwienia w dostępie do muzeum i instytucji uniwersyteckich. Wygląd i treść legitymacji niemile mnie jednak zaskoczyły. Jest źle zaprojektowana, jakość wykonania także pozostawia wiele do życzenia. Nie wykazuje stopnia / tytułu naukowego. Wymaga corocznego doklejania miniaturowych naklejek z hologramem (taki pseudonowoczesny zamiennik tradycyjnej pieczątki). Ma wprawdzie czipa, ale nie bardzo wiadomo do czego on ma służyć. Na legitymacji nie ma żadnych graficznych odniesień do naszej uczelni. A ciemna kolorystyka budzi przygnębiające skojarzenia.
Dokumenty służbowe
Obecnie rzadko korzystam z dokumentów służbowych. W przeszłości miałem trzy, legitymację, książeczkę zdrowia i kartę biblioteczną. Książeczkę zdrowia i kłopot z jej aktualizacją zlikwidowały na szczęście nowe przepisy. Legitymacja służbowa, oldschoolowy kartonik opatrywany pieczątkami, budził swym wyglądem nostalgię z dawnymi szkolnymi czasami. Przydawał się czasem w pociągu podmiejskim i w kasie Ogrodu Botanicznego UWr.
Zapowiedź nowego wzoru legitymacji i połączenia w niej poświadczenia tożsamości z kartą biblioteczną, przyjąłem z aprobatą. A ponieważ władze naszej uczelni osobiście zachęcały do wyrobienia nowej legitymacji, postanowiłem i ja wejść w jej posiadanie. Nie było to jednak takie proste, choć złożenie wniosku jest możliwe online. Zaczęło się od zdjęcia i formularza. Nie miałem nowego zdjęcia, postanowiłem je zrobić na czarnym tle (zasugerowałem się fotografią legitymacji na stronie UWr). Szybko jednak zostałem pouczony, że przekazałem wadliwe zdjęcie, miałem dostarczyć je na białym tle, jak do dowodu osobistego.
Poważna zatem sprawa, uśmiechać się do obiektywu nie należy! Ponadto miałem do wypełnienia formularz dostępny jedynie w języku angielskim (z jakiego powodu? Co na to ustawa o języku polskim?). Zastanawiałem się, po co to całe zamieszanie, przecież chodziło tylko o legitymację służbową. Tylko?
Państwowy dokument
Szybko się okazało, że w tym przypadku chodzi o Państwowy Dokument, nie jakąś legitymację uczelnianą. Odebrałem ją wczoraj. No cóż, na zdjęciu z naszej strony wyglądała lepiej… Estetycznie legitymacja jest katastrofą. Posiada też wiele niekonsekwencji w zamieszczanych w niej informacjach. Brak jest podstawowych danych, ważnych z punktu widzenia nauczyciela akademickiego. Ale od początku.
Plastikowa karta ma na awersie godło państwowe i napis Rzeczpospolita Polska (po lewej stronie). Po prawej stronie podano nazwę legitymacji po polsku i … angielsku wypisaną krzykliwymi wersalikami. Poniżej, po lewej stronie umieszczono chip oraz na samym dole informacje o użytkowniku, datę wystawienia oraz numer legitymacji. Nie podano stopnia / tytułu naukowego posiadacza dokumentu. Jak wiadomo, są to szczegóły całkowicie w naszej karierze zawodowej nieistotne… W centrum karty umieszczono malutką czcionką nazwę uczelni (tylko po polsku). U dołu opublikowano zdjęcie posiadacza.
Natomiast na rewersie znalazło się 12 kwadracików na naklejkę hologramową (po lewej stronie) oraz informacja o możliwości korzystania z publicznych środków transportu (po polsku, w dodatku wiadomo, że zniżka jest częściowa). Jest też sporych rozmiarów pusty biały prostokąt. Na co? Jeszcze nie wiem. Może na podpis? W tle wykorzystano jakąś grafikę gotyckich krużganków. Sądziłem, że to może Collegium Maius, ale nie. Może zatem Oksford? A może jedynie skojarzenie projektanta, że jeśli uniwersytet to mroki średniowiecza będą doskonale pasować?
Bubel legitymacyjny
Nie wiem, kto jest autorem tego bubla legitymacyjnego. Na stronie MEiN nie znalazłem żadnej informacji na ten temat. Kształt graficzny przeczy chyba wszystkim zasadom nowoczesnego projektowania. Jeśli już chciano obdarzyć nas międzynarodową legitymacją, to należało zrobić to konsekwentnie.
Polska, o czym może w ministerstwie się nie wie, jest ciągle jeszcze częścią UE i uczestniczy w szeregu europejskich programach naukowych i studenckich. Żaden z symboli zjednoczonej Europy nie znalazł się na legitymacji. Nazwa uniwersytetu powinna być także po angielsku itd. Mamy też własny, rozpoznawalny logotyp.
Czy nie można było wprowadzić mutacji legitymacji, w zależności od uczelni?
Moje wątpliwości budzi także problem hologramu i kratek. Jest ich 12. Od razu przypomniał mi się centymetr z wojska (nie byłem, ale słyszałem…). Cóż, do emerytury zostało mi 11 lat. W sam raz wypełnię puste kratki. Czy w przypadku nowoczesnych dokumentów elektronicznych o to chodziło?